Szwabski Kacap
Urodziłem się i wychowywałem na obszarze przedwojennych Prus Wschodnich. Moi rodzice przybyli tam z terenów przedwojennej Polski. Do tego trzeba dodać przesiedleńców z akcji „Wisła” oraz tych, którzy stamtąd nigdy nie wyjechali, albo wyjechali na krótko. Mówię o rdzennych Mazurach.
Pomimo kulturowej i społecznej mieszanki, nie spotkałem się w młodości z sytuacją, by ktoś był dyskryminowany ze względu na swoje korzenie – czy to w szkole, urzędzie, czy na naszym podwórku. Może miałem szczęście, a może powojenna bieda i późniejsze, komunistyczne zaszczucie, zbliżało do siebie ludzi prostych?
Przez ścianę mieszkałem z potomkami rodziny, która była właścicielem do dziś funkcjonującej odlewni żeliwa. I nikomu do głowy nie przyszło, by w jakikolwiek sposób im dokuczać, czy choćby wyśmiewać nieporadność językową mazurskich seniorów. Wszystko było normalne, choć normalne nie było – o czym dowiedziałem się dużo później, gdy na rzecz jednej z radiowych rozgłośni i przeprowadziłem wywiad z panią Ireną – sąsiadką, jedną z ostatnich Mazurek mojej wsi.
To od niej dowiedziałem się, że ówczesnych mazurów wyganiały oddziały SS, transportowały na tereny niemieckie i że tacy przesiedleńcy byli tam traktowani jak Polacy – a w Polsce, jak Niemcy; czyli wszędzie źle.
Dlatego teraz, gdy przeprowadziłem się na Podlasie i mieszkam w pobliżu białoruskiej granicy, z niesmakiem, a często niedowierzaniem, obserwuję niepokojące zjawisko: coraz głośniej brzmiące hasła o czystości (sic!) tych ziem, a głównie o jedności wyznaniowej i kulturowej mieszkańców tego regionu. Czy naprawdę głosiciele tych prawd nie mają wiedzy o swoich dziadkach, pradziadkach? Tu, w takim tyglu, gdzie przez setki lat współistniał obok siebie Polak, Białorusin, Żyd i Niemiec (pruski zabór), że o Tatarach nie wspomnę, trudno wysłuchiwać nacjonalistycznych haseł. A może strach przed prawdą powoduje, że mało kto zdobywa się na refleksję?
Moi rodzice pochodzili z przedwojennej Polski, wychowałem się na Mazurach, mieszkam pod białoruską granicą, więc kim ja, według szerzących się poglądów, jestem? Polsko-Szwabskim Kacapem?
Rodzina pani Ireny kilka lat po wojnie postanowiła wrócić do Polski. Nie wiem, czy w dzisiejszych czasach by się na to zdecydowała…