Sranie w płuca

Kiedy rzuciłem palenie (nie jestem doświadczony w tej kwestii, bo rzucałem tylko raz i skutecznie), to nad drzwiami mojego mieszkania umocowałem plakat z napisem „Nie sraj mi w płuca”. I to działało. Nie miałem problemów nawet z zagorzałymi palaczami, którzy mnie odwiedzali. Jeśli któryś z nich się zapominał i sięgał po paczkę papierosów, wystarczyło, że wzrokiem wskazywałem wcześniej wspomniany plakacik.
Zasady były jasno określone i każdy kto wchodził do mojego mieszkania akceptował je – no bo to chyba logiczne. Ale to były czasy, kiedy obowiązywały jakieś normy i kiedy liczyła się logika.
Dlatego dziś czerwienię się za rząd mojego kraju, który w unijnym mieszkaniu, którego zasad wcześniej zobowiązał się przestrzegać, bez pardonu wyciąga paczkę wymiędlonych śmierdziuchów i nie pytając nikogo o zgodę, sra wszystkim w płuca. A na wszelkie próby zwrócenia uwagi, że tu się nie pali – krzyczy, że nikt nie będzie mu narzucał swojej woli.

Pewnie każdy wywaliłby takiego gościa na zbity pysk ze swojej chaty i więcej go nie zaprosił. Rzecz w tym, że ów gość z unijnej wycieczki wróci do nas. Już nie będzie go stać na papierosy, więc skręci sobie dzikiej machory i śmiejąc nam się w nos, będzie puszczać kłęby trującego dymu.
I wyprosić się nie da, bo będzie się darł, że jest u siebie…

udostępnij...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *