Eko-Dupa
Na moim podwórzu walały się od paru lat obtłuczone pustaki – pozostałość po zapomnianych już przebudowach i remontach. Szczęśliwie nie opatrzyły mi się na tyle, by przestać je zauważać, więc któregoś dnia postanowiłem to wywieźć. Uległem magii zachęt lokalnych władz i skierowałem się do miejskiego przedsiębiorstwa oczyszczania, które to, według medialnych zapewnień, miało przyjmować niewielkie ilości takiego gruzu. Zapakowałem swoje auto i wjechałem na plac MPO.
– Możemy przyjąć takie odpady, ale najpierw proszę o dowód osobisty – powitała mnie urzędniczka.
– Telefoniczna aplikacja wystarczy?
– Tak.
Uuu, Europa – pomyślałem o ja, naiwny.
– A teraz proszę o dowód ostatniej wpłaty, lub zaświadczenie, że nie zalega Pan z opłatami za wywóz śmieci.
Zamurowało mnie.
– Przecież to wam płacę… Nie może pani zerknąć do któregoś z tych komputerów?
– Nie. My wykonujemy tylko usługę, a pieniądze wpływają do Miasta.
– To nie macie podglądu z Miasta, czy choćby zwykłej, zero-jedynkowej informacji o zaleganiu, bądź nie?
– Nie mamy.
Na szczęście dwie ulice dalej widziałem niedawno rozpoczętą budowę.
– Weźmie pan te pustaki, choćby do fundamentu? – zapytałem kręcącego się na placu robotnika.
– A rzucaj pan!
Wróciłem do domu z mieszanymi uczuciami. A właściwie to wkurwiony byłem – więc nie było mowy o jakiejkolwiek mieszance uczuć.
– Po jaki chuj ta cała masa urzędowych komputerów, etaty dla informatyków i programistów, skoro nie ma komu zsynchronizować zwykłej bazy danych? – zapytałem sam siebie.
– Po to, byś mógł budować nowy dom na starych gruzach – pocieszyłem się w duchu, traktując tę myśl dosłownie i w przenośni…